5 października 2020
Po godzinach nie tylko o prawie

Minęło już trochę czasu, całe 4 miesiące, od mojego ostatniego wpisu. Dużo się w tym czasie działo w moim biegowym hobby. Łapałem zarówno mniejsze jak i większe kontuzje jednak mimo wszystko dalej parłem naprzód a owoce, jakie zebrałem przerosły moje oczekiwania. Od sierpnia nie biegam też sam. Całkiem przypadkiem umówiłem się na bieganie z sąsiadem. Pamiętam, że naszym pierwszym, wspólnym biegiem, była niedzielna wycieczka biegowa na 15km. Nie mógł uwierzyć, że dał radę 😉 Po kolei podsumuję ostatnie miesiące.

Czerwiec 2020.

Czerwiec stanowił kontynuację maja. Więcej, szybciej, mocniej. Nie zmieniłem nawyków treningowych.

Wtorki – interwały – 8×400, 3×1600, 4×1200, 10×400.
Czwartki – tempówki – 3km z przebieżkami, 7 km 5:30, 8km 5:25, 9km 5:30.
Niedziele – wybiegania 15km 5:55, 19km 6:00, 20km 5:59. Ostatnia niedziela niewybiegana – czterdzieste urodziny Pawła wygrały 🙂

Czerwiec zakończył się wtorkowymi interwałami 3×1600.

Łącznie wybiegane ponad 172km.

Lipiec 2020.

Lipiec i będzie i nie będzie należał do moich ulubionych. Z jednej strony duchota i temperatury nie ułatwiały mi czerpania radości z treningów, z drugiej łapały mnie kontuzje (z tymi na szczęście łatwo radził sobie mój etatowy fizjo ;), z trzeciej zaś odkryłem niesamowitą siłę taperingu.

Lipiec zaczął się czwartkową tempówką i od razu potknięciem. Z planowanych 10km udało mi się zrobić jedynie 4km w tempie 5:25. Było gorąco i duszno, co mnie trochę usprawiedliwia. Niedziela za to zakończyła się pełnym sukcesem – 23km 5:56 – to mój najdłuższy dystans, jaki przebiegłem bez zatrzymania. Co prawda w 2015 r. ukończyłem Wrocławską Trzydziestkę jednak nie był to dystans, który przebiegłem. Także niedziela, 5 lipca to mój kamień milowy.

Drugi tydzień zaczął się od gorszego samopoczucia, które zmusiło mnie do przeniesienia treningu z wtorku na środę. Odcinki 12×400 poleciałem jednak na ostro. Na tyle ostro, że w piątek odpuściłem tempówkę, żeby odpocząć przed wybieganiem (które samo w sobie jest odpoczynkiem). I tu stało się coś niezwykłego. Niedzielny poranek, 12 lipca to mój kolejny kamień milowy. Planowałem tego dnia zrobić 15km. Zaczęło się spokojnie 5:26, 5:40 no ale czuję, że nogi niosą. Więc dałem się ponieść i to do tego stopnia, że do 10km tylko przyspieszałem (do 4:59). Kolejne 5 cały czas oscylowały wokół 5:00. Całościowo wyszło mi 15km ze średnią 5:12! Z tego 10km w tempie 5:03! Był to dla mnie nie lada szok.

Kolejny tydzień to 8×800 i 10km 5:39. Wybiegania nie zrobiłem z uwagi na kontuzję łydki, którą złapałem. Kolejnym treningiem było lekkie rozbieganie w czwartek – całe 3km, za to w niedziele 18km 6:30.

Ostatni tydzień lipca to 8×400 i 5km 5:06.

Łącznie przez przerwy i kontuzje wybiegałem tylko 144km.

Sierpień 2020.

Sierpień rozpoczął się od niedzielnego wybiegania z sąsiadem. Kilka dni wcześniej spotkaliśmy się na ulicy, zupełnie przypadkowo, i tak od słowa do słowa umówiliśmy na wspólne bieganie. Jak sam mi potem mówił, gdy zaproponowałem 2-3 godziny biegu, to był pewien, że chodzi o kilometry 😉

Wtorki – interwały – 8×400, 4×1200, 6×800, 3×1600.
Czwartki – tempówki – 6km 5:24, 4km 5:22, 3km marsz (łydka), 7km BNP od 5:45 do 4:38.
Niedziele – wybiegania 15km 6:32, 18km 6:48, 21km 6:28, 18km 5:54, 18km 6:00.

Łącznie w sierpniu wybiegałem (mimo bóli łydki) ponad 184km, co stanowi mój życiowy, miesięczny rekord przebiegniętych km.

Niestety pół miesiąca zmagałem się z nawracającym bólem łydki. Zaciskałem jednak zęby i treningi, w tym wybiegania, chociaż wolniej, to jednak udawało mi się robić.

W sierpniu otrzymaliśmy też, jako adwokaci zaproszenie na korespondencyjny półmaraton zielonogórski, w ramach, którego organizowane były V Mistrzostwa Polski Adwokatów na dystansie 21km. Sama formuła biegu była ciekawa. W okresie od 11 do 13 września należało przebiec półmaratoński dystans, a następnie podać wyniki przez stronę internetową, załączając odpowiedni plik czy to z Garmina czy z Endomondo czy innej aplikacji. Zdecydowałem się wziąć udział w tym biegu, jako żądny sprawdzenia się, bo w czasie pandemii w zasadzie wszystkie biegi zostały odwołane. A tu pojawiła się taka okazja!

Wrzesień 2020 – IX Novita Półmaraton Zielonogórski – życiówka 1:47:17.

Początek września to znów łydka i kolejny nieodbyty wtorkowy trening. Potem udało się zrobić tempówkę 6km 5:01. Niedziela to odpoczynek przed biegiem, który wypadał w kolejny weekend. Musiałem więc wyszlifować max formy na sobotę 12 września – gdyż ten dzień wybrałem sobie, jako docelowy.

Wtorek – mocne 12×400, czwartek 10km spokojnie rowerem. Czułem rosnące pokłady energii rozsadzające mnie od środka. Dostrzegałem w tym wszystkim dwa problemy, które pojawiły się dość nagle.

Po pierwsze ten dzień miał być bardzo ciepły. Chociaż o 6 było raptem 7 stopni, to o 9 miało już być stopni 15! Biorąc pod uwagę, że bieg z rozgrzewką zajmie mi ponad 2h ciężko było dobrać ubiór. Zdecydowałem się na cieplejsze ubranie, tak by mnie z rana nie przewiało, przewidując, że w miarę upływu czasu będzie mi coraz goręcej.

Po drugie, dzień wcześniej zmieniłem planowaną trasę. W miarę płaski teren zdecydowałem się zastąpić, jak się zdawało – lekko pofałdowanym, którym nigdy nie biegłem. Ot taki wariat. Niestety w trakcie biegu okazało się, że cała trasa to ciągłe podbiegi i zbiegi. A trasą tą było Pobierowo-Pustkowo-Trzęsacz-Rewal-Niechorze (latarnia) i z powrotem. Kto tam spacerował, ten wie, jakie są podbiegi Trzęsacz-Pustkowo, czy Niechorze-Rewal.

No to lecimy!

Sobota, 12 września 2020 r. Godzina 6 – pobudka. Szybka toaleta, banan i mały kubek wody. 6:30 rozpocząłem rozbieg. Poranny chłód poczułem od razu. Ostre, zimne, morskie powietrze orzeźwiało mnie od pierwszego wdechu. Ucieszyło mnie, że wybrałem cieplejszy ubiór. Nieco ponad 2km rozgrzewki sprawiło, że zrobiło mi się ciepło i przyjemnie. Czułem, że to jest mój dzień. Pacera w zegarku ustawiłem na 5:05. Lepiej niech piszczy, że biegnę za szybko, niż że za wolno 😉

Wystartowałem tuż przed 7. Już pierwszy kilometr z czasem 4:51 i całkowitą lekkością oddechu dawał mi pewność, że to jest mój dzień i właśnie robię życiówkę. Leciałem jak przecinak, parłem do przodu jak cyborg, przyspieszając nawet na podbiegach. Tempo pokonywania kolejnych kilometrów oscylowało między 4:55 a 5:08 (podbieg Niechorze-Rewal deptakiem – bardzo ciężki odcinek). Zwalniać zacząłem dopiero od 16km, gdy dobiegałem do Trzęsacza. Ostatnie 6km robiłem w takich czasach: 5:11, 5:10, 5:12, (podbieg pod Pustkowo) 5:19, 5:28, 5:32. Niestety po podbiegu z Trzęsacza do Pustkowa, na ostatnich 3km zaczęło mi brakować sił. Zdawało mi się dosłownie, że powłóczę nogami, chociaż same czasy nie okazały się tak słabe jak sądziłem. Tym niemniej ani raz się nie zatrzymałem.

Mimo trudnej technicznie trasy, która nie była płaska a cała obfitowała w zbiegi i podbiegi pobiłem życiowy rekord o prawie 10 minut.

Oficjalny czas biegu 1:47:17! Średni czas – 5:05 – jak w zegarku można powiedzieć 😀

Uzyskany czas pozwolił mi zająć 27 miejsce w kategorii OPEN (na 97 uczestników) oraz 7 miejsce w V MPA (na 17 uczestników).

Żeby było jeszcze lepiej, w ramach tego biegu zrobiłem też życiówkę na 10km – 49:30 🙂

Kolejne 2 tygodnie to biegania we wtorki 3×1200, 6×800 oraz wybieganie w niedziele, tydzień później – 21km 5:54. Dwóch półmaratonów, tydzień po tygodniu jeszcze nigdy wcześniej nie robiłem.

Łącznie wybiegałem we wrześniu tylko 105km, ale za to jakich!

Plany na przyszłość.

7 listopada 2020 r. – 6. RST Półmaraton Świdnicki. To tutaj w zeszłym roku wykręciłem życiówkę. Znam trasę, bardzo mi odpowiada. Wiem, że stać mnie tu na bardzo dobry czas. Kusi mnie nawet podjęcie próby złamania 1:40. A na pewno realne wydaje się 1:43-45. Dużo zależy od nadchodzących tygodni i tego czy wszystkie treningi pójdą zgodnie z planem. Trzymajcie kciuki!

Blog

© 2019 Kanclearia Adwokacka Adwokat Marcin Czwakiel. Wszystkie prawa zastrzeżone.
Projekt: