25 maja 2020
Po godzinach nie tylko o prawie

Jak zapowiadałem, tak od dzisiaj cykl wpisów poświęconych biegom będzie miał swoją nazwę. Zdecydowałem się na „latającą sowę”. Dlaczego tak? Po pierwsze dlatego, że w slangu biegowym często używa się stwierdzeń związanych z lataniem np. „ile poleciałeś?” czy też „poleciałem dyszke”. Po drugie zaś, sowa jest symbolem adwokatury. Związane z nią są mądrość, wiedza i zaradność życiowa. Lepiej pasuje do mnie niż kolorowo upierzona papuga 🙂

Trzeci tydzień maja zaliczam do bardzo udanych.

Wtorek – 2km rozgrzewki, potem 6×800/400 czyli 800metrów szybko (mi wyszło 4:40/km) i 400m truchtowego odpoczynku (w tempie ok 7-7.30), następnie rozciąganie i 2km wytruchtu.

Czwartek – 2km rozgrzewki, poleciałem 7km w żwawym tempie – zakładałem 5:20-5:25 a wyszła średnia 5:19 więc jestem bardzo zadowolony z realizacji planu. Na koniec jak zwykle rozciąganie i 2km wytruchtu.

Niedziela – czyli długie wybieganie. Pobudka o 6 rano, 2km rozgrzewki, 2h biegu – tak jak wspominałem poprzednio było za szybko odrobinę, więc zwolniłem. W zakładanym czasie biegu – 2h – wybiegałem 17,08km ze średnią 7:02/km, w tym 4 akcenty co 27 minut po 3m szybkiego biegu (4:20-4:40) potem dłuższe rozciąganie i 1km wytruchtu.

Łącznie wybiegane 43,4km, a w całym maju do tej pory 130km. Po styczniu 2020 kiedy wybiegałem 155km jest to drugą, największą zrobioną przeze mnie miesięcznie, treningową ilością kilometrów w życiu.

Dlaczego te długie wybiegania są takie ważne i czy nie są nudne?

Dużo na ten temat wypowiadali się mądrzejsi ode mnie (jak np. Adam Kszczot) i od nich czerpię. Praktycznie też na każdym blogu biegowym, o tym treningu, poczytacie jak o treningu całkowicie niezbędnym, jeżeli chcecie zwiększać swoje możliwości. Podzielę się z Wami, krótko, zaletami takich wybiegań:

1) Wspomagają ukrwienie mięśni (kapilaryzację), co przekłada się na wytrzymałość przy bardziej intensywnych treningach a ostatecznie biegach i osiąganiu życiówek. Możecie być zdziwieni ale krótkodystansowcy (wliczając w to samego Usaina Bolta) również biegają długie wybiegania.


2) Dodatkowo przy długim biegu o niskiej intensywności (czyli długo i powoli) organizm uczy się prawidłowej postawy biegowej tak by zwiększyć ekonomikę biegu. Nie da się bowiem tak długo biec przygarbionym bo po prostu plecy siądą.


3) Od około 35-40 minuty (u regularnie trenujących i zawodowców szybciej) włącza się lipoliza czyli nic innego jak spalanie tłuszczu. Warto więc biegać nie krócej niż 1,5h, żeby chociaż trochę ten tłuszczyk przepalić. Lipoliza i tak nie stanowi podstawy pozyskiwania energii ale wierzcie mi, że po 1,5h biegu sami poczujcie, że oponka spadła 😉 Widać to będzie też na wadze – przed i po treningu ok 1-1,5kg różnicy.

Dodatkowo długie wybiegania staram się robić z samego rana, tuż po przebudzeniu i na czczo. Wówczas organizm uczy się działać na niskich pokładach energii i lepiej nią gospodaruje. Podobno (tego jeszcze nie sprawdzałem) pozwala to, w konsekwencji, uniknąć „zderzenia ze ścianą” na maratonie.

A czy jest nudno? Odpowiem tak: gdybym miał przez 2h biegać w parku po nawet 1km pętli to tak, byłoby nudno, nawet przeraźliwie nudno. Przekonałem się o tym robiąc raz 15km wybieganie po 500m pętli. 30 takich samych okrążeń. Do dziś jest to dla mnie swoista antyteza przyjemności. Ze swojego doświadczenia mogę też powiedzieć, że pętle 3-5km już nie są tak męczące. Nie zmienia to faktu, że takie wybieganie warto biegać „przed siebie”. Nawet po mieście. W niedzielne poranki ruchu samochodowego praktycznie nie ma. Można biegać a przy okazji pozwiedzać różne zakamarki miasta. Kto ma możliwość powinien jednak korzystać z lasów i parków.

Blog

© 2019 Kanclearia Adwokacka Adwokat Marcin Czwakiel. Wszystkie prawa zastrzeżone.
Projekt: